czwartek, 9 czerwca 2016
Teresa Tracz o Marii Dębowczyk
Danuta Hanaj: Pani Tereso,
co może Pani powiedzieć
o Pani Marii jako człowieku,
nauczycielu i społeczniku?
– Jako uczennica odpowiem, że była świetną,
niemal charyzmatyczną polonistką. Wymagała
od nas wiele, bo też wiele nam poświęcała: wiedzy,
czasu, uwagi, pracy. Pamiętam do dziś lekcje
języka polskiego oraz części artystyczne, w których
przygotowanie wkładała serce i ogromne
zaangażowanie.
Ukończyłam szkołę już dawno, ale do dziś
mam przyjemność z nią przebywać i pracować
w Zarządzie BTR.
Jakim jest społecznikiem? W miejscowym środowisku
jest ceniona przede wszystkim za bezinteresowną
pracę ukierunkowaną na regionalizm.
Należy do współtwórców Bychawskiego
Towarzystwa Regionalnego, przez 23 lata z pasją
pełniła funkcję prezesa, obecnie pełni funkcję
wiceprezesa. Jest autorką większości artykułów
w „Głosie regionalistów”, ukazującym się
w formie dodatku do „Głosu Ziemi Bychawskiej”
oraz autorką kilku popularnych publikacji książkowych:
Dzieje Bychawy, Stare cmentarze rzymskokatolickie
w Bychawie i Bychawce, Śladami
Koźmianów, Przewłockich, Kowerskich, Ks.
Antoni Kwiatkowski (1861-1926). Kapłan z wiary
uczynny. Za wieloletnią działalność pedagogiczną
i społeczną była wyróżniana i nagradzana,
między innymi przez Sejmik Wojewódzki
w Lublinie medalem pamiątkowym „Za zasługi
dla Lubelszczyzny”. W 2009 r. znalazła się wśród
10 osób wyróżnionych Tytułem Bene Meritus
Terrae Lublinensi (Zasłużony dla Ziemi Lubelskiej).
Dzięki jej inicjatywie powstała Bychawska Izba
Regionalna – lokalne muzeum dawnych sprzętów
gospodarstwa domowego, które w większości
sama pozyskiwała. Jest pomysłodawczynią
corocznych Spotkań Regionalnych, organizowanych
dla uczniów i mieszkańców Bychawy
i okolic.
Dzięki ogromnemu zaangażowaniu zaktywizowała
i zintegrowała społeczność lokalną oraz pozyskała
wielu swoich naśladowców i miłośników
regionu. Jestem dumna, że mogę się do nich zaliczyć.
Pani Maria jest więc dla mnie nie tylko byłą
nauczycielką, ale też mentorką i przewodniczką.
Podziwiam ją za ogromną wiedzę, pasję, zaangażowanie
(mimo kłopotów ze zdrowiem) i odpowiedzialność
za wszystkie zadania i cele, które
sobie nieustannie i niezmordowanie wyznacza.
POROZMAWIAJMY - reportaż z Pania Marią Dębowczyk .
a przedtem ceniona nauczycielka i społecznik powszechnie znana w środowisku. Jej duże i efektywne
spowodowało, że o naszej Małej Ojczyźnie – Bychawie dowiaduje się chyba cały świat, dzięki książkom i artykułom autorstwa m.in. Pani Marii.
Nazywam się Danuta Hanaj i reprezentuję Klub
Kobiet Aktywnych 60+ w Bychawie, którego opiekunem
jest Stowarzyszenie Równych Szans BONA
FIDES z Lublina. Czy mogłabym zadać Pani kilka
pytań?
Maria Dębowczyk: – Tak. Proszę pytać.
Czy łatwo mówić Pani o sobie, mimo niewątpliwych
zasług?
Niełatwo. Dlatego spośród wielu proponowanych
pytań wybrałam tylko niektóre.
(Miłe Panie z Klubu Kobiet Aktywnych 60+ – tę cyfrę,
ze względu na mój wiek trzeba by powiększyć
o dekadę i to jeszcze z duuużym plusem!)
A niełatwo mówić, bo nie dokonałam niczego nadzwyczajnego.
Ale skoro oceniane jest to w odbiorze
społecznym jako pożyteczne, to mogę się cieszyć.
Skoro udało mi się bychawian zainteresować
ciekawą przeszłością ich miasta i krainy wokół oraz
historią ich przodków tu żyjących, to mogę czuć
tylko satysfakcję. Nie traktujmy więc tego tak zbyt
wzniośle.
Gdy patrzy Pani w lustro, kogo Pani widzi?

rysy twarzy) pewną starszą Panią z twarzą
uhm… stosowną do jej wieku, która przypomina
mi mgliście samą siebie z lat 60. ubiegłego wieku.
Wkrótce miną 54 lata, gdy podjęłam pracę
nauczycielki języka polskiego w bychawskim LO.
Pamiętam: stojąc na szkolnym korytarzu czekałam
na śródlekcyjną przerwę oraz spotkanie z Panem
Dyrektorem Stefanem Gromkiem, wkrótce moim
pracodawcą i szefem. Niewysoka, szczupła, niewyglądająca
na swój wiek. Wtem otworzyły się drzwi
jednej z klas i wyszedł uczeń. Po wymianie uśmiechów
nawiązał się dialog: Cześć, na kogo czekasz?
Po krótkim wahaniu postanowiłam zmyślać: Eee…
mam tu koleżankę, ale, wiesz, może przeniosę się do
waszej budy? Bo wiesz – brnęłam dalej – w Lublinie
nie poszło mi na maturze i chcę się przenieść…
Fajnie! To do zobaczenia w mojej jedenastej klasie!
I rzeczywiście, z Jurkiem Gawłem znaleźliśmy się
w tej samej klasie, choć on, speszony zajmował
miejsce z kolegami przy ścianie, a ja, stremowana
pierwszą swoją lekcją, za stolikiem nauczycielskim
po przeciwnej stronie.
Jurek zapisał się w pamięci wielu, jako młody człowiek
bardzo uzdolniony artystycznie. Smutne, że
nie żyje od kilku lat.
Tą wspomnieniową dygresją, bez związku z pytaniem
nr 2 uciekłam w okres młodości, więc proszę
o wyrozumiałość (my, rocznik 70+ już tak mamy).
Wracając do widoku w lustrze: każdy z nas w pewnym
wieku, na starość, przegląda się w lustrze
swojego przemijania i stwierdza, że coś się udało,
było dobre, mądre, a coś innego wręcz przeciwnie.
Te same wnioski dotyczą i pracy społecznej. Dużo
jeszcze pozostało do zrobienia, ale są na pewno powody
do zadowolenia. Czy zdążę? – ta myśl dopada mnie często.
Co chciałaby Pani powiedzieć o swojej pracy zawodowej
i czy ponad trzydzieści lat tej pracy w szkole
to z Pani perspektywy dużo?
O okresie pracy zawodowej można by napisać książkę,
a tu trzeba się ograniczać do kilku zdań odpowiedzi
raczej wybiórczej i pobieżnej. Po nabyciu praw do
emerytury mogłam jeszcze pracować w różnym wymiarze
godzin m.in. zastępując urlopowane koleżanki,
z przerwami także w bibliotece. Łącznie, z przerwami
złożyło się to na 37 lat. Moja praca zawodowa
wymagała pracowitości często wykraczającej poza
obowiązki ujęte w rozkładzie godzin. Wiedzę, którą
wyniosłam z uczelni (KUL) przekazaną m.in. przez
profesorów wysokiej klasy przedwojennej „szkoły”
Uniwersytetu Wileńskiego należało umiejętnie
przykroić do wymogów szkolnego programu i możliwości
uczniowskich głów. Myślę, że 37 lat to dużo,
uwzględniając choćby stan swojego gardła (o chorobę
zawodową nie zabiegałam).
To były lata pracy czasem nocnej nad pracami
uczniowskimi, czasem kosztem życia rodzinnego. Ale
była to też dla mnie szkoła poznawania natury drugiego
człowieka. Od wewnątrz, w całej jego złożoności
i różnorodności. Uczyłam się też empatii, ale i odpowiedzialności
oraz radzenia sobie z własnymi porażkami.
A tych nikt nie uniknie.
Czy miejsce, w którym Pani mieszka jest dla Pani
ważne?
Tak. Bardzo ważne. Jest drugie, a może nawet równorzędne
z moimi stronami rodzinnymi. Wrosłam w nie
na dobre i na złe i to od pół wieku. I rodzinnie, choć
mieszkam tu już tylko sama, ale także, jak się okazało
i społecznie. Bychawa, mimo moich prób zmiany życiowych
planów jakoś mnie przytrzymała.
Spotkałam tu też wiele życzliwych i sympatycznych
ludzi, przyjaznych, z gatunku tych, z którymi się człowiek
nigdy nie nudzi. I można na nich liczyć. A co
miłe, że idąc ulicą często odpowiadam na „dzień dobry”
(to także przy okazji ćwiczenie kręgów szyi).
Jakie znaczenie ma dla Pani praca społeczna i skąd
czerpie Pani siły do aktywności społecznej?
Ktoś kto włącza się bezinteresownie i nieobowiązkowo
do takiej działalności musi uważać miejsce, dla
którego pracuje, za własne, swoje, nie może czuć się
w nim obco. Musi je polubić, co nie oznacza, że bezkrytycznie.
A pracować musi z wewnętrznej potrzeby.
Atutem mojego zaangażowania było i jest to, że
mogę współpracować m.in. z moimi byłymi uczniami.
Już jako ludźmi cenionymi w swoich miejscach
pracy. Dlatego nie wolno mi i nie chcę oceniać swojej
działalności wyłącznie indywidualnie: Bo praca społeczna
wymaga współpracy. Dzięki temu – myślę –
zaistniała w Bychawie grupa regionalistów, która to
rozumie i kontynuuje (mam na uwadze głównie zarząd
Bychawskiego Towarzystwa Regionalnego) i to
co rozpoczęliśmy w 1986 r. dzięki m.in. Władkowi
Gromkowi (niech mi wybaczy tę poufałość) i innym,
już na zawsze wśród nas nieobecnym (W br. będziemy
czcić 30-lecie BTR-u). Zastąpili ich młodsi i to jest
cenne. Właśnie z tego można czerpać siły, że włączyli
się inni. Zachęcamy jeszcze niezdecydowanych.
A wiemy, że mogliby ze względu na swoje predyspozycje.
Popularyzacja wiedzy o Małej Ojczyźnie łączy
ludzi nawet poza Polską. Pewna bychawianka, mieszkająca
za granicą napisała do mnie, że kiedy czyta
książki o Bychawie i naszą gazetę „GZB” oraz dzięki
informacjom z Internetu przestała się tam czuć jak
prowincjuszka z jakiejś nikomu nieznanej mieściny na
wschodzie Polski.
Co jest dla Pani w życiu ważne i cenne?
Odpowiadając najkrócej: dla każdego z nas ważne są:
rodzina oraz szczęście i dobro najbliższych. Troska
o ich przyszłość. Ale człowiek nie jest samotną wyspą
i ważna jest postawa prospołeczna. Niezasklepianie
się wyłącznie we własnym prywatnym światku, bez
dostrzegania potrzeb innych. Każdy może coś pożytecznego
robić dla innych, nawet jeśli nie ma predyspozycji
do bardziej ambitnej działalności w środowisku.
Ważna jest wzajemna życzliwość i dobra kontaktowość
z ludźmi, także tymi prostymi (nie mylmy
z prostactwem). Osobiście lubię ludzi z poczuciem
humoru, ale bardzo też cenię u innych taktowność.
Cenne są też pasje i zainteresowania, zwłaszcza te
ukierunkowane na dobro w rozumieniu indywidualnym
i społecznym. Dla mnie, osoby wierzącej, ważnym
duchowym oparciem jest też wiara.
Bardzo dziękuję za interesującą i wielce pouczającą
rozmowę i że znalazła Pani dla mnie czas.
Życzę serdecznie zdrowia i realizacji wyznaczonych
sobie celów.
Również dziękuję i życzę Paniom udanej i pożytecznej
aktywności.
Rozmawiała Danuta Hanaj
Klub Kobiet Aktywnych 60+ w Bychawie
Subskrybuj:
Posty (Atom)